sobota, 30 listopada 2013

Kartki

 Dostałam bojowe zadanie zrobienia kartek świątecznych.
Jako, że papier to nie do końca moje klimaty, postanowiłam to sobie trochę uprzyjemnić.
Uprzyjemniłam sobie szyciem, a dokładniej haftem.
Jakim? Nici + papier = haft matematyczny.
Przyglądałam mu się od dawna i właśnie nadeszła wiekopomna chwila - spróbowałam.
A więc już wiadomo. że nie będą to jakieś skomplikowane motywy, a jedynie podstawy.
Nie ukrywam, że czas też się liczył i nie mogłam długo siedzieć nad jedną kartką.







Zdjęcia nie najlepsze, bo szaro- bure dni.
A teraz pędzę świętować, bo mam w domu Andrzeja.
Udanej zabawy wszystkim życzę !!!

niedziela, 17 listopada 2013

Bomb(k)owo

Ależ się zbierałam do tych ozdób świątecznych. A nie bardzo jest na co czekać, czas płynie nieubłaganie, kiermasze coraz bliżej. Też tak macie, że dopiero rano, już popołudnie, dopiero poniedziałek, a zaraz sobota ?Nie wiem, może to moja wina, może po prostu nie umiem się zorganizować, ale trudno być non stop na najwyższych obrotach.
No, ale do rzeczy.
Są pierwsze bombki i bałwanki.
A zaczęło się tak: dawno, dawno temu, na kuchennym blacie ( ach ,własny kąciku)...



Bombki plastikowe, oklejane serwetkami, malowane, cieniowane.
Z użyciem konturówki, brokatu, mikrokulek, lakieru szklącego.
To tak w skrócie. A teraz panienki proszone na wybieg.










A teraz panowie B.
Bałwanki przyszły mi do głowy, gdy zamiast trzydziestu styropianowych jajek kupiłam sto. Taka malutka pomyłka, klik i poszło. No więc musiałam je jakoś wykorzystać.
Dokleiłam kulki, pokryłam jakimś tynkiem sprezentowanym przez męża i pomalowałam lakierem z brokatem. Co do wykończenia, to na razie nie wiem jak będzie najlepiej, próbuję z filcem, z farbami, z modeliną. Zobaczę, co z tego wyjdzie.




Te są do zawieszenia na choince. Będą tez większe, stojące.
Gotowych rzeczy na razie tyle, ale następne już się robią.
 A więc do miłego...

niedziela, 3 listopada 2013

Nowości i nie tylko ...

Dzisiaj będzie mało słów a więcej czynów, czyli zdjęć.
Na początek rzeczy świeżutkie, prosto spod igły i to dosłownie.



Teraz troszkę starsze.
Nie tak bardzo, bo robione w ciągu ostatnich trzech miesięcy,
ale nigdzie chyba nie pokazywane.




I filcowa broszka, którą można jeszcze wylicytować na Bazarku.


Filcowy obrazek - pierwsze próby malowania wełną.
Zrobiłam go zainspirowana zachwycającymi pracami  Renaty Felt


A teraz prawdziwe starocie, sprzed chyba czterech lat, niektóre pewnie starsze. Filcowane na sucho.
Przypomniałam sobie o nich, bo niedawno oglądałam cudne maskotki wykonane tą metodą.
Zastanawiam się, czy do tego nie wrócić, bo efekty świetne, a już zapomniałam o pokłutych igłą palcach ;)
Chociaż baaardzo czasochłonne, bo lubię mieć każdy szczególik dopracowany.





Ten kwiatek na berecie powyżej był moją pierwszą w życiu rzeczą ufilcowaną na sucho.
Z zestawu startowego, który miał pięknie dobrane kolory.
Wełna urzekła mnie barwami i miękkością od razu po wyjęciu z paczki i już wiedziałam, że to jest to.
Jako formy użyłam foremki do ciastek. Brzegów nie przyfilcowałam, żeby był trochę przestrzenny.
Wzbudzał zainteresowanie i nosiłam go dumnie przez całą zimę.




Pewnie znajdą się jeszcze jakieś stare zdjęcia, ale na dzisiaj wystarczy.
I tak upchnęłam w jednym poście ile się dało :)
Zapraszam do oglądania!
Będzie mi miło, jeśli wyrazicie swoją opinię.
A teraz już chyba najwyższy czas zabrać się za ozdoby świąteczne.
Pozdrawiam !!!!!!